niedziela, 9 marca 2014

Rozdział pierwszy.

Tego dnia, słońce po raz pierwszy od kilku dobrych tygodni wyjrzało zza deszczowych chmur, które przykryły Londyn swą ponurością. Większość mieszkańców, korzystając z tak pięknej soboty, wyszło ze swoich mieszkań i teraz ulice pełne były uśmiechniętych twarzy. Taka pogoda nie często zdarzała się w weekend, więc każdy chciał wykorzystać to na tyle, na ile mógł.
Ja także marzyłam o tym, aby spędzić ten czas wraz z najlepszą przyjaciółką, chodząc po sklepach, przymierzać najrozmaitsze ubrania i śmiać się do rozpuku. Zamiast tego siedziałam z ponurą miną naprzeciwko młodego lekarza, który przypatrywał się mi oraz moim rodzicom z pełną uwagą.
- Niestety nie mam dobrych wiadomości. – W głosie pana McCartney’a można było wyczuć szczery smutek. Zacisnęłam mocno powieki i wstrzymałam oddech, w oczekiwaniu na to, co za chwilę miałam usłyszeć. – Organizm przestał reagować na przyjmowane leki. Możemy oczywiście spróbować zmienić metodę, jednak… szanse są minimalne.
Powoli wypuściłam powietrze z ust i otworzyłam oczy, napotykając pełne współczucia spojrzenie siedzącego przed nami mężczyzny. Gdzieś z oddali usłyszałam szloch mamy; chciałam odwrócić się do niej, zapewnić, że wszystko jest w porządku, jednak nie potrafiłam zrobić żadnej z tych czynności.
Ponieważ nic nie było w porządku.
Umierałam.
W dniu, w którym dowiedziałam się, iż jestem chora na białaczkę, obiecałam sobie, że gdy zabraknie już szans na wyzdrowienie, zachowam się jak prawdziwa bohaterka. Uśmiechnę się, zacisnę mocno pięści i oznajmię światu, że przecież wszystko jest dobrze, że tak właśnie powinno być. Obiecałam sobie, że przetrwam to, ponieważ pomimo wszystko jestem silną osobą.
Teraz zrozumiałam, że rodząca się we mnie do tej pory nadzieja jest silniejsza, niż chęć bohaterstwa. Nie widziałam tego aż do teraz, aż do dnia, w którym oznajmiono mi, że moje dni na tym świecie zostały policzone. I nic nie było dobrze, nie tak właśnie powinno być.
Nie chciałam umierać. Myślę, że potrzeba przetrwania, chęć życia w człowieku jest zbyt silna, by kiedykolwiek mógł zgodzić się na coś takiego. I pomimo tego, że jedyne co mi pozostało to pogodzić się z faktem, iż moje życie dobiega końca, w głębi duszy nie potrafiłam tego zaakceptować.
I myślę, że nikt nie byłby w stanie tego zrobić.
W końcu zebrałam w sobie siłę i spojrzałam na moich rodziców. Elizabeth, moja matka, wtulała się w swojego męża, a po jej policzkach płynęły słone łzy. Nie chciałam, aby kiedykolwiek płakali z mojego powodu. Rozumiałam jednak ich sytuację, rozumiałam jak wielkim bólem musi być strata swojego dziecka. I chociaż sama strasznie się bałam, wiedziałam, że muszę być silna. Dla siebie, a w szczególności dla nich.
- Ile czasu mi pozostało? – zwróciłam się do lekarza, który posłał mi delikatny uśmiech. Szloch kobiety ucichł i teraz w pomieszczeniu można było wyczuć napięcie.
- Pół roku. Może miesiąc czy dwa więcej.
Pół roku. Słowa te odbijały się w mojej głowie niczym echo, którego jednak nie potrafiłam uciszyć. Zostało mi pół roku życia, ponad sto osiemdziesiąt dni, które powinnam w jakiś sposób wykorzystać. Liczba ta wydawała się przerażająco mała i wiedziałam, że tak właśnie jest.
Tego dnia, słońce po raz pierwszy od kilku dobrych tygodni pojawiło się nad Londynem. Jednak w moim świecie, wystarczyło jedno zdanie, aby schowało się za horyzont i już nigdy więcej miało zza niego nie wyjść.

Pół godziny później, maszerowałam przez zatłoczone ulice stolicy Anglii, zmierzając w kierunku mieszkania mojej najlepszej przyjaciółki. Łzy wciąż uparcie cisnęły mi się do oczu, więc zawzięcie wpatrywałam się w przesuwający się pode mną chodnik, nie chcąc, aby ktokolwiek dostrzegł, iż płaczę. Jedyne, czego teraz chciałam, to znaleźć się w ramionach Victorii, która samą tylko swoją obecnością potrafiła sprawić, że czułam się lepiej.
Nie wiedziałam, jak poinformuję ją o wiadomościach, które przekazał mi doktor McCartney. Bo skąd mogłam wiedzieć, jak powiedzieć najlepszej przyjaciółce, że pozostało mi jedynie pół roku życia? Nie byłam gotowa na coś takiego.
Nie byłam gotowa na umieranie.
W końcu weszłam do jednego z nowoczesnych drapaczy chmur w centrum miasta i windą udałam się na dziesiąte piętro, gdzie mieścił się apartament, który zajmowała Victoria. Zamożność jej rodziny pozwalała dziewczynie na samodzielne mieszkanie w luksusach, i chociaż sama nie wyobrażałam sobie takiego życia, dla mojej przyjaciółki nie było to problemem. Jej rodzice nigdy nie poświęcali jej zbyt wiele uwagi.
Zmuszając swoją dłoń całą siłą woli jaka mi pozostała, zapukałam do drzwi, po czym otarłam łzy z policzków. Nie musiałam czekać długo, aby w końcu zobaczyć osobę, która była mi tak bliska.
Victoria nie potrzebowała żadnych słów, żeby wiedzieć, co się stało. Wystarczyły jej moje łzy, które niosły ze sobą smutną wiadomość. Niemal od razu złapała mnie za rękę, wciągnęła do mieszkania, nogą zamknęła drzwi i przytuliła mnie tak mocno, jak tylko ona potrafiła. To sprawiło, że nie powstrzymywałam więcej głośnego płaczu, którym nagle wybuchłam.
- Wiesz, często wyobrażałam sobie swoją przyszłość – powiedziałam, kiedy znalazłyśmy się już w salonie, gdzie leżałam na kanapie, trzymając głowę na kolanach Victorii, która delikatnie głaskała mnie po głowie. – Miałam w niej wspaniałego męża, trójkę uroczych dzieciaków, domek gdzieś na wsi, z ogrodem, który bym pielęgnowała. To takie typowe i nieco zbyt przesłodzone, wiem. Ale teraz nie mam już nawet tego.
- Nie poddawaj się, Ashley Lawson. – Victoria starała się brzmieć optymistycznie, ale doskonale wiedziałam, że to tylko maska i dziewczyna jest tak samo przerażona jak ja. Znałam ją niemal na pamięć. – Mamy pół roku na spełnienie twoich marzeń, prawda? To dużo czasu. Poradzimy sobie, obiecuję.
Uśmiechnęłam się delikatnie i kiwnęłam twierdząco głową. Byłam wdzięczna losowi, że postawił na mojej drodze kogoś takiego jak Victoria. Dzięki niej łatwiej było iść przez życie, z ciągłym uśmiechem na twarzy. Razem z nią przeżyłam wiele niesamowitych chwil, takich, które pozostają w pamięci na zawsze. I pomimo tego, że moja egzystencja na tym świecie miała trwać tak krótko, wiedziałam, że szatynka pozostanie przy moim boku do końca.
W pewnym momencie Viktoria drgnęła, gestem dłoni kazała mi się podnieść, a kiedy wykonałam jej polecenie, zerwała się z kanapy i pobiegła do swojej sypialni, z której po chwili przyniosła niewielki zeszyt i długopis. Na jej twarzy gościł uśmiech, który oznaczał tylko jedno – Victoria miała kolejny, prawdopodobnie zwariowany pomysł.
- Pamiętasz filmy o śmiertelnie chorych, które razem oglądałyśmy? – spytała, a ja ze zdziwieniem kiwnęłam głową. – Każdy z nich tworzył swoją własną listę rzeczy, które chce zrobić przed śmiercią. Dzisiaj my stworzymy taką listę dla ciebie.
Zaśmiałam się, z niedowierzeniem patrząc na przyjaciółkę, która już siadała obok mnie i z otworzonym zeszytem czekała na moje propozycje. Nie byłam pewna, czy to był najlepszy pomysł; uważałam, że było to trochę smutne i zbyt tragiczne. Z drugiej strony, nie miałam jednak nic do stracenia. Stworzenie takiego spisu mogłoby stać się moim celem, czymś, czego mogłabym się uchwycić by przeżyć kolejny dzień. A gdyby nie wszystkie pomysły udałoby mi się zrealizować, nie żałowałabym. Ponieważ wiedziałam, że będzie to o wiele lepsze, niż ciągłe użalanie się nad losem, którego i tak nie byłam w stanie zmienić.
Niecałe pół godziny później, lista była już niemal skończona. Victoria wyrwała z zeszytu zapisaną kartkę i przyjrzała się jej z uśmiechem.
- Zrobić sobie tatuaż; kupić psa; nauczyć się grać na gitarze; być na prawdziwym koncercie; spędzić noc na plaży; być na pokazie mody; całować się podczas deszczu; wypuścić swój własny lampion; nauczyć się tańczyć rumbę… - Wyrecytowała na jednym tchu i spojrzała na mnie uważnie. – Mamy dziewięć rzeczy do zrobienia. Wymyśl chociaż jeszcze jedno, aby dobić do pełnej dziesiątki.
Zamyśliłam się i zaczęłam szukać w głowie jeszcze jednej rzeczy, którą chciałabym wykonać zanim umrę, a na której naprawdę bardzo by mi zależało. Odwróciłam głowę w stronę okna i przymrużyłam oczy, kiedy uderzyło w nie pomarańczowe światło zachodzącego słońca.
I wtedy przyszła mi do głowy jedna myśl, której od razu pożałowałam. Spojrzałam na przyjaciółkę i nieśmiało spuściłam wzrok.
- Jest jeszcze jedno marzenie, które chciałabym, aby się spełniło, jednak wiem, że jest to mało prawdopodobne i do tego bez sensu.
- Co to takiego?
Podniosłam wzrok i spojrzałam na Victorię, która posyłała mi uśmiech. Westchnęłam i ponownie przeniosłam spojrzenie na okno.
- Zanim umrę… chciałabym się zakochać.

~*~

Ostatni koncert. Siedziałem za kulisami, przypatrując się poczynaniom przyjaciół. Jak zwykle nie potrafili wytrzymać w jednym miejscu chociażby kilku minut, co skutkowało tym, że biegali po całym zapleczu, wykrzykując coś na wszystkie strony. Pokręciłem głową z politowaniem, biorąc do rąk swoją gitarę. Po raz ostatni obdarzyłem Zayna rozbawionym spojrzeniem, po czym zacząłem delikatnie brzdąkać melodię Little things, którą mieliśmy wykonać podczas dzisiejszego wieczoru. Ten utwór zawsze potrafił uspokoić mnie przed występem, czego bardzo potrzebowałem. Za każdym razem nosiło mnie na wszystkie strony, bowiem nie mogłem doczekać się pojawienia się na scenie. Uwielbiałem towarzyszącą temu adrenalinę, której z pewnością nie zamieniłbym na nic innego.
Po kilkunastu minutach usłyszałem śmiechy przyjaciół. Odłożyłem gitarę na miejsce, podążając w ich kierunku. Nasze charakteryzatorki po raz ostatni rzuciły na nas swoje profesjonalne oczy, po czym byliśmy gotowi, aby oddać ostatni koncert przypadający na Kanadę. Od razu powitały nas gromkie brawa oraz przeraźliwe krzyki fanów, które w żadnym razie nam nie przeszkadzały. Było to coś, co każdy z nas uwielbiał najbardziej. Cieszyliśmy się, że to właśnie dzięki nam młodzi ludzie coraz częściej się uśmiechali, a nas uważali za prawdziwych bohaterów, niekiedy nawet za wybawców z różnego rodzaju opresji czy życiowych problemów. Oczywiście nie mogłem przechodzić obok tego obojętnie, zdawałem sobie doskonale sprawę z tego, ile One Direction znaczyło dla tych ludzi. Schlebiało mi, że mieliśmy aż tak wielki wkład w ich życie. Nigdy nie spodziewałem się tylu fanów i tak potężnej sławy, jaką obecnie posiadaliśmy. Cały mój świat kręcił się wokół zespołu, przyjaciół, koncertów i przypadkowo spotkanych osób, które tylko podskakiwały i piszczały na mój widok. Chociaż czasami bywało to naprawdę męczące, kochałem tę codzienność i z pewnością nie zamieniłbym jej na nic innego.

* * *  

Ostatnie miesiące były bardzo napięte przez wszystkie koncerty, które przeszły już do historii. Zwiedziliśmy wiele różnych, nowych miejsc, gdzie jeszcze nigdy nie mieliśmy okazji przyjechać. Pomimo ogarniającego mnie wyczerpania, czułem się jak najbardziej usatysfakcjonowany, a przede wszystkim szczęśliwy. Występy były czymś, na co zawsze czekałem z ogromnym zniecierpliwieniem, nie mogąc doczekać się swoich partii, a także przemówień, które kierowałem do najlepszych fanów na świecie. To właśnie oni sprawiali, że nasz zespół cały czas rósł w siłę, którą otrzymywaliśmy od milionów osób na całym świecie. Nie potrafiłem nawet wyobrazić sobie tak wielkiej liczby, jednak ta myśl napawała mnie dumą i śmiało mogłem powiedzieć, że byłem najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi, zaraz obok moich przyjaciół.
Nadszedł jednak czas na odpoczynek, dlatego wracaliśmy właśnie do Londynu, gdzie mieliśmy spędzić najbliższe trzy miesiące. Zamierzałem w tym czasie wybrać się również do rodzinnej Irlandii, gdzie czekali na mnie najbliżsi. Tak naprawdę dostaliśmy te kilkadziesiąt wolnych dni dla siebie, jednak nie do końca tak to wyglądało. W przeciągu tych trzech miesięcy mieliśmy popracować nad utworami do naszej nowej płyty, co również wymagało niemałego wysiłku. Nie mogłem jednak na nic narzekać, w końcu komponowanie własnych piosenek sprawiało mi ogromną radość, a co więcej – miałem idealną okazję, by spędzić więcej czasu z chłopakami, których chyba nigdy nie będę miał dość, pomimo tego, że w ostatnim czasie przebywaliśmy ze sobą niemalże dwadzieścia cztery godziny na dobę. Bywali uciążliwi, irytujący, dziecinni i cholernie drażniący, ale mimo wszystko nie mogłem wymarzyć sobie lepszych przyjaciół.
- Nareszcie w domu! - krzyknąłem, kiedy tylko poczułem chłodny powiew wiatru, zaraz po tym jak wyszliśmy z lotniska na parking, gdzie czekała na nas już limuzyna.
Był środek nocy, dlatego moje zmęczenie dawało się już we znaki. Miałem również nieziemską ochotę na coś słodkiego, jednak niestety nikt nie miał niczego, czym mógłby się ze mną podzielić. Zresztą wiedziałem, że pozostali sprytnie ukrywali przede mną jakiekolwiek jedzenie, ale nie miałem im tego za złe – byłem zdolny zjeść całego konia z kopytami, a jeszcze odczuwałbym głód. Oprócz jedzenia potrzebowałem bardzo dużej ilości snu, którego w ostatnich dniach niestety najbardziej mi brakowało. Codzienna bieganina, koncerty w innych miastach czy państwach. Szczerze mówiąc, nie mieliśmy zbyt wiele czasu, jakby się mogło zdawać. Bycie piosenkarzem niosło za sobą bardzo wiele wysiłku i wyrzeczeń, do których osobiście już dawno przywykłem. Cieszyłem się, że na obecną chwilę nie musiałem mówić o czymś takim jak „życie prywatne”, które swoją drogą było bardzo trudne do utrzymania w dzisiejszym świecie, w dodatku w tej branży. Poza tym, nie spotkałem jeszcze odpowiedniej osoby, która zawładnęłaby moim sercem i dla której mógłbym w pełni się poświęcić. Nie unikałem kontaktów z dziewczynami, wręcz przeciwnie – bardzo chętnie nawiązywałem nowe znajomości, jednak w żadnej z nich nie odkryłem zwyczajowego „tego czegoś”. Nie chciałem szukać partnerki na siłę, wychodziłem bowiem z założenia, że na każdego zawsze przychodził odpowiedni czas na miłość. Postanowiłem więc cierpliwie poczekać na swoją kolej.
- Niall, dlaczego wyglądasz jak rozmarzony kochanek? - z przemyśleń wyrwał mnie rozbawiony głos Harry'ego, który poklepał mnie po plecach. Dopiero teraz zauważyłem, że dotarliśmy już pod nasz apartament w Londynie, a w samochodzie znajdowałem się jedynie z brązowowłosym przyjacielem. - Śniły ci się dwuznaczne sytuacje?
- Żałuję, ale nie jestem tobą – powiedziałem, uśmiechając się złośliwie w jego stronę, ale widząc minę przyjaciela, niemal od razu wybuchnąłem głośnym śmiechem. - Nie dziw się, że każdy z nas dokładnie zna twoje fantazje, skoro mówisz na głos przez sen. Ale odpowiadając na twoje pytanie, zastanawiałem się, jak to jest kochać.
Styles spojrzał na mnie zdziwiony, ale jego twarz przybrała w końcu poważny wyraz. Była to jedna z wielu cech, które ceniłem u niego najbardziej. Doskonale wiedział, w którym miejscu kończyły się żartobliwe zaczepki, a kiedy zaczynały się prawdziwie ważne tematy, do których należało się odpowiednio ustosunkować. Nigdy nie wypominał mi tego, że nie miałem doświadczenia w sprawach damsko-męskich, kiedy prosił mnie o radę i niekoniecznie się z nią zgadzał. Tak samo jak ja, wspierał mnie we wszystkim i życzył powodzenia.
- Myślę, że cholernie trudno – odpowiedział po chwili ciszy, przenosząc na mnie wzrok. - Miłość to ciężki orzech do zgryzienia. Nigdy nie wiesz, czego tak naprawdę możesz się po niej spodziewać. Ale jedno jest pewne – przynosi niewyobrażalne cierpienie.

Harry posłał w moją stronę lekki uśmiech, wychodząc z limuzyny. Jeszcze przez kilkanaście sekund wpatrywałem się przed siebie w bliżej nieokreślony punkt, zastanawiając się nad tym, co powiedział przyjaciel. Zdawałem sobie sprawę, że uczucia bardzo często przynosiły ludziom ból, jednak nigdy nie rozumiałem jak tylko z jego powodu można było zrezygnować z ukochanej osoby, po prostu się poddając. Byłem pewien, że dla prawdziwej miłości poświęciłbym dosłownie wszystko. 

~*~

TESS: Rozdział pojawia się po dość długiej przerwie, ale z czasem u nas ostatnio krucho, więc mam nadzieję, że to zrozumiecie. I oczywiście mam nadzieję, że rozdział Wam się spodoba, choć muszę przyznać, że kompletnie nie wiedziałam, jak ugryźć swoją część (o Niallu), ale chyba nie jest najgorzej. No nic, nie rozpisuję się już. Do napisania niebawem! 
PS. Przy okazji - ruszyłam z szabloniarnią -> GRAPHIC-WAY, zapraszam. 

ELLIE: Witam, witam moi drodzy! Ja osobiście uważam, że rozdział nam wyszedł i mam nadzieję, że Wam także się spodoba. To dopiero początki i z każdym kolejnym rozdziałem będzie jeszcze lepiej, prawda? Zapraszamy do czytania, komentowania i w ogóle, do napisania! x