Tego dnia, słońce
po raz pierwszy od kilku dobrych tygodni wyjrzało zza deszczowych
chmur, które przykryły Londyn swą ponurością. Większość
mieszkańców, korzystając z tak pięknej soboty, wyszło ze swoich
mieszkań i teraz ulice pełne były uśmiechniętych twarzy. Taka
pogoda nie często zdarzała się w weekend, więc każdy chciał
wykorzystać to na tyle, na ile mógł.
Ja także
marzyłam o tym, aby spędzić ten czas wraz z najlepszą
przyjaciółką, chodząc po sklepach, przymierzać najrozmaitsze
ubrania i śmiać się do rozpuku. Zamiast tego siedziałam z ponurą
miną naprzeciwko młodego lekarza, który przypatrywał się mi oraz
moim rodzicom z pełną uwagą.
- Niestety nie
mam dobrych wiadomości. – W głosie pana McCartney’a można było
wyczuć szczery smutek. Zacisnęłam mocno powieki i wstrzymałam
oddech, w oczekiwaniu na to, co za chwilę miałam usłyszeć. –
Organizm przestał reagować na przyjmowane leki. Możemy oczywiście
spróbować zmienić metodę, jednak… szanse są minimalne.
Powoli
wypuściłam powietrze z ust i otworzyłam oczy, napotykając pełne
współczucia spojrzenie siedzącego przed nami mężczyzny. Gdzieś
z oddali usłyszałam szloch mamy; chciałam odwrócić się do niej,
zapewnić, że wszystko jest w porządku, jednak nie potrafiłam
zrobić żadnej z tych czynności.
Ponieważ nic
nie było w porządku.
Umierałam.
W dniu, w którym
dowiedziałam się, iż jestem chora na białaczkę, obiecałam
sobie, że gdy zabraknie już szans na wyzdrowienie, zachowam się
jak prawdziwa bohaterka. Uśmiechnę się, zacisnę mocno pięści i
oznajmię światu, że przecież wszystko jest dobrze, że tak
właśnie powinno być. Obiecałam sobie, że przetrwam to, ponieważ
pomimo wszystko jestem silną osobą.
Teraz
zrozumiałam, że rodząca się we mnie do tej pory nadzieja jest
silniejsza, niż chęć bohaterstwa. Nie widziałam tego aż do
teraz, aż do dnia, w którym oznajmiono mi, że moje dni na tym
świecie zostały policzone. I nic nie było dobrze, nie tak właśnie
powinno być.
Nie chciałam
umierać. Myślę, że potrzeba przetrwania, chęć życia w
człowieku jest zbyt silna, by kiedykolwiek mógł zgodzić się na
coś takiego. I pomimo tego, że jedyne co mi pozostało to pogodzić
się z faktem, iż moje życie dobiega końca, w głębi duszy nie
potrafiłam tego zaakceptować.
I myślę, że
nikt nie byłby w stanie tego zrobić.
W końcu
zebrałam w sobie siłę i spojrzałam na moich rodziców. Elizabeth,
moja matka, wtulała się w swojego męża, a po jej policzkach
płynęły słone łzy. Nie chciałam, aby kiedykolwiek płakali z
mojego powodu. Rozumiałam jednak ich sytuację, rozumiałam jak
wielkim bólem musi być strata swojego dziecka. I chociaż sama
strasznie się bałam, wiedziałam, że muszę być silna. Dla
siebie, a w szczególności dla nich.
- Ile czasu mi
pozostało? – zwróciłam się do lekarza, który posłał mi
delikatny uśmiech. Szloch kobiety ucichł i teraz w pomieszczeniu
można było wyczuć napięcie.
- Pół roku.
Może miesiąc czy dwa więcej.
Pół roku.
Słowa te odbijały się w mojej głowie niczym echo, którego jednak
nie potrafiłam uciszyć. Zostało mi pół roku życia, ponad sto
osiemdziesiąt dni, które powinnam w jakiś sposób wykorzystać.
Liczba ta wydawała się przerażająco mała i wiedziałam, że tak
właśnie jest.
Tego dnia,
słońce po raz pierwszy od kilku dobrych tygodni pojawiło się nad
Londynem. Jednak w moim świecie, wystarczyło jedno zdanie, aby
schowało się za horyzont i już nigdy więcej miało zza niego nie
wyjść.
Pół godziny
później, maszerowałam przez zatłoczone ulice stolicy Anglii,
zmierzając w kierunku mieszkania mojej najlepszej przyjaciółki.
Łzy wciąż uparcie cisnęły mi się do oczu, więc zawzięcie
wpatrywałam się w przesuwający się pode mną chodnik, nie chcąc,
aby ktokolwiek dostrzegł, iż płaczę. Jedyne, czego teraz
chciałam, to znaleźć się w ramionach Victorii, która samą tylko
swoją obecnością potrafiła sprawić, że czułam się lepiej.
Nie wiedziałam,
jak poinformuję ją o wiadomościach, które przekazał mi doktor
McCartney. Bo skąd mogłam wiedzieć, jak powiedzieć najlepszej
przyjaciółce, że pozostało mi jedynie pół roku życia? Nie
byłam gotowa na coś takiego.
Nie byłam
gotowa na umieranie.
W końcu weszłam
do jednego z nowoczesnych drapaczy chmur w centrum miasta i windą
udałam się na dziesiąte piętro, gdzie mieścił się apartament,
który zajmowała Victoria. Zamożność jej rodziny pozwalała
dziewczynie na samodzielne mieszkanie w luksusach, i chociaż sama
nie wyobrażałam sobie takiego życia, dla mojej przyjaciółki nie
było to problemem. Jej rodzice nigdy nie poświęcali jej zbyt wiele
uwagi.
Zmuszając swoją
dłoń całą siłą woli jaka mi pozostała, zapukałam do drzwi, po
czym otarłam łzy z policzków. Nie musiałam czekać długo, aby w
końcu zobaczyć osobę, która była mi tak bliska.
Victoria nie
potrzebowała żadnych słów, żeby wiedzieć, co się stało.
Wystarczyły jej moje łzy, które niosły ze sobą smutną
wiadomość. Niemal od razu złapała mnie za rękę, wciągnęła do
mieszkania, nogą zamknęła drzwi i przytuliła mnie tak mocno, jak
tylko ona potrafiła. To sprawiło, że nie powstrzymywałam więcej
głośnego płaczu, którym nagle wybuchłam.
- Wiesz, często
wyobrażałam sobie swoją przyszłość – powiedziałam, kiedy
znalazłyśmy się już w salonie, gdzie leżałam na kanapie,
trzymając głowę na kolanach Victorii, która delikatnie głaskała
mnie po głowie. – Miałam w niej wspaniałego męża, trójkę
uroczych dzieciaków, domek gdzieś na wsi, z ogrodem, który bym
pielęgnowała. To takie typowe i nieco zbyt przesłodzone, wiem. Ale
teraz nie mam już nawet tego.
- Nie poddawaj
się, Ashley Lawson. – Victoria starała się brzmieć
optymistycznie, ale doskonale wiedziałam, że to tylko maska i
dziewczyna jest tak samo przerażona jak ja. Znałam ją niemal na
pamięć. – Mamy pół roku na spełnienie twoich marzeń, prawda?
To dużo czasu. Poradzimy sobie, obiecuję.
Uśmiechnęłam
się delikatnie i kiwnęłam twierdząco głową. Byłam wdzięczna
losowi, że postawił na mojej drodze kogoś takiego jak Victoria.
Dzięki niej łatwiej było iść przez życie, z ciągłym uśmiechem
na twarzy. Razem z nią przeżyłam wiele niesamowitych chwil,
takich, które pozostają w pamięci na zawsze. I pomimo tego, że
moja egzystencja na tym świecie miała trwać tak krótko,
wiedziałam, że szatynka pozostanie przy moim boku do końca.
W pewnym
momencie Viktoria drgnęła, gestem dłoni kazała mi się podnieść,
a kiedy wykonałam jej polecenie, zerwała się z kanapy i pobiegła
do swojej sypialni, z której po chwili przyniosła niewielki zeszyt
i długopis. Na jej twarzy gościł uśmiech, który oznaczał tylko
jedno – Victoria miała kolejny, prawdopodobnie zwariowany pomysł.
- Pamiętasz
filmy o śmiertelnie chorych, które razem oglądałyśmy? –
spytała, a ja ze zdziwieniem kiwnęłam głową. – Każdy z nich
tworzył swoją własną listę rzeczy, które chce zrobić przed
śmiercią. Dzisiaj my stworzymy taką listę dla ciebie.
Zaśmiałam się,
z niedowierzeniem patrząc na przyjaciółkę, która już siadała
obok mnie i z otworzonym zeszytem czekała na moje propozycje. Nie
byłam pewna, czy to był najlepszy pomysł; uważałam, że było to
trochę smutne i zbyt tragiczne. Z drugiej strony, nie miałam jednak
nic do stracenia. Stworzenie takiego spisu mogłoby stać się moim
celem, czymś, czego mogłabym się uchwycić by przeżyć kolejny
dzień. A gdyby nie wszystkie pomysły udałoby mi się zrealizować,
nie żałowałabym. Ponieważ wiedziałam, że będzie to o wiele
lepsze, niż ciągłe użalanie się nad losem, którego i tak nie
byłam w stanie zmienić.
Niecałe pół
godziny później, lista była już niemal skończona. Victoria
wyrwała z zeszytu zapisaną kartkę i przyjrzała się jej z
uśmiechem.
- Zrobić sobie
tatuaż; kupić psa; nauczyć się grać na gitarze; być na
prawdziwym koncercie; spędzić noc na plaży; być na pokazie mody;
całować się podczas deszczu; wypuścić swój własny lampion;
nauczyć się tańczyć rumbę… - Wyrecytowała na jednym tchu i
spojrzała na mnie uważnie. – Mamy dziewięć rzeczy do zrobienia.
Wymyśl chociaż jeszcze jedno, aby dobić do pełnej dziesiątki.
Zamyśliłam się
i zaczęłam szukać w głowie jeszcze jednej rzeczy, którą
chciałabym wykonać zanim umrę, a na której naprawdę bardzo by mi
zależało. Odwróciłam głowę w stronę okna i przymrużyłam
oczy, kiedy uderzyło w nie pomarańczowe światło zachodzącego
słońca.
I wtedy przyszła
mi do głowy jedna myśl, której od razu pożałowałam. Spojrzałam
na przyjaciółkę i nieśmiało spuściłam wzrok.
- Jest jeszcze
jedno marzenie, które chciałabym, aby się spełniło, jednak wiem,
że jest to mało prawdopodobne i do tego bez sensu.
- Co to takiego?
Podniosłam
wzrok i spojrzałam na Victorię, która posyłała mi uśmiech.
Westchnęłam i ponownie przeniosłam spojrzenie na okno.
- Zanim umrę…
chciałabym się zakochać.
~*~
Ostatni
koncert. Siedziałem za kulisami, przypatrując się poczynaniom
przyjaciół. Jak zwykle nie potrafili wytrzymać w jednym miejscu
chociażby kilku minut, co skutkowało tym, że biegali po całym
zapleczu, wykrzykując coś na wszystkie strony. Pokręciłem głową
z politowaniem, biorąc do rąk swoją gitarę. Po raz ostatni
obdarzyłem Zayna rozbawionym spojrzeniem, po czym zacząłem
delikatnie brzdąkać melodię Little things, którą mieliśmy
wykonać podczas dzisiejszego wieczoru. Ten utwór zawsze potrafił
uspokoić mnie przed występem, czego bardzo potrzebowałem. Za
każdym razem nosiło mnie na wszystkie strony, bowiem nie mogłem
doczekać się pojawienia się na scenie. Uwielbiałem towarzyszącą
temu adrenalinę, której z pewnością nie zamieniłbym na nic
innego.
Po
kilkunastu minutach usłyszałem śmiechy przyjaciół. Odłożyłem
gitarę na miejsce, podążając w ich kierunku. Nasze
charakteryzatorki po raz ostatni rzuciły na nas swoje profesjonalne
oczy, po czym byliśmy gotowi, aby oddać ostatni koncert
przypadający na Kanadę. Od razu powitały nas gromkie brawa oraz
przeraźliwe krzyki fanów, które w żadnym razie nam nie
przeszkadzały. Było to coś, co każdy z nas uwielbiał
najbardziej. Cieszyliśmy się, że to właśnie dzięki nam młodzi
ludzie coraz częściej się uśmiechali, a nas uważali za
prawdziwych bohaterów, niekiedy nawet za wybawców z różnego
rodzaju opresji czy życiowych problemów. Oczywiście nie mogłem
przechodzić obok tego obojętnie, zdawałem sobie doskonale sprawę
z tego, ile One Direction znaczyło dla tych ludzi. Schlebiało mi,
że mieliśmy aż tak wielki wkład w ich życie. Nigdy nie
spodziewałem się tylu fanów i tak potężnej sławy, jaką obecnie
posiadaliśmy. Cały mój świat kręcił się wokół zespołu,
przyjaciół, koncertów i przypadkowo spotkanych osób, które tylko
podskakiwały i piszczały na mój widok. Chociaż czasami bywało to
naprawdę męczące, kochałem tę codzienność i z pewnością nie
zamieniłbym jej na nic innego.
* * *
Ostatnie
miesiące były bardzo napięte przez wszystkie koncerty, które
przeszły już do historii. Zwiedziliśmy wiele różnych, nowych
miejsc, gdzie jeszcze nigdy nie mieliśmy okazji przyjechać. Pomimo
ogarniającego mnie wyczerpania, czułem się jak najbardziej
usatysfakcjonowany, a przede wszystkim szczęśliwy. Występy były
czymś, na co zawsze czekałem z ogromnym zniecierpliwieniem, nie
mogąc doczekać się swoich partii, a także przemówień, które
kierowałem do najlepszych fanów na świecie. To właśnie oni
sprawiali, że nasz zespół cały czas rósł w siłę, którą
otrzymywaliśmy od milionów osób na całym świecie. Nie potrafiłem
nawet wyobrazić sobie tak wielkiej liczby, jednak ta myśl napawała
mnie dumą i śmiało mogłem powiedzieć, że byłem
najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi, zaraz obok moich
przyjaciół.
Nadszedł
jednak czas na odpoczynek, dlatego wracaliśmy właśnie do Londynu,
gdzie mieliśmy spędzić najbliższe trzy miesiące. Zamierzałem w
tym czasie wybrać się również do rodzinnej Irlandii, gdzie
czekali na mnie najbliżsi. Tak naprawdę dostaliśmy te
kilkadziesiąt wolnych dni dla siebie, jednak nie do końca tak to
wyglądało. W przeciągu tych trzech miesięcy mieliśmy popracować
nad utworami do naszej nowej płyty, co również wymagało niemałego
wysiłku. Nie mogłem jednak na nic narzekać, w końcu komponowanie
własnych piosenek sprawiało mi ogromną radość, a co więcej –
miałem idealną okazję, by spędzić więcej czasu z chłopakami,
których chyba nigdy nie będę miał dość, pomimo tego, że w
ostatnim czasie przebywaliśmy ze sobą niemalże dwadzieścia cztery
godziny na dobę. Bywali uciążliwi, irytujący, dziecinni i
cholernie drażniący, ale mimo wszystko nie mogłem wymarzyć sobie
lepszych przyjaciół.
-
Nareszcie w domu! - krzyknąłem, kiedy tylko poczułem chłodny
powiew wiatru, zaraz po tym jak wyszliśmy z lotniska na parking,
gdzie czekała na nas już limuzyna.
Był
środek nocy, dlatego moje zmęczenie dawało się już we znaki.
Miałem również nieziemską ochotę na coś słodkiego, jednak
niestety nikt nie miał niczego, czym mógłby się ze mną
podzielić. Zresztą wiedziałem, że pozostali sprytnie ukrywali
przede mną jakiekolwiek jedzenie, ale nie miałem im tego za złe –
byłem zdolny zjeść całego konia z kopytami, a jeszcze odczuwałbym
głód. Oprócz jedzenia potrzebowałem bardzo dużej ilości snu,
którego w ostatnich dniach niestety najbardziej mi brakowało.
Codzienna bieganina, koncerty w innych miastach czy państwach.
Szczerze mówiąc, nie mieliśmy zbyt wiele czasu, jakby się mogło
zdawać. Bycie piosenkarzem niosło za sobą bardzo wiele wysiłku i
wyrzeczeń, do których osobiście już dawno przywykłem. Cieszyłem
się, że na obecną chwilę nie musiałem mówić o czymś takim jak
„życie prywatne”, które swoją drogą było bardzo trudne do
utrzymania w dzisiejszym świecie, w dodatku w tej branży. Poza tym,
nie spotkałem jeszcze odpowiedniej osoby, która zawładnęłaby
moim sercem i dla której mógłbym w pełni się poświęcić. Nie
unikałem kontaktów z dziewczynami, wręcz przeciwnie – bardzo
chętnie nawiązywałem nowe znajomości, jednak w żadnej z nich nie
odkryłem zwyczajowego „tego czegoś”. Nie chciałem szukać
partnerki na siłę, wychodziłem bowiem z założenia, że na
każdego zawsze przychodził odpowiedni czas na miłość.
Postanowiłem więc cierpliwie poczekać na swoją kolej.
-
Niall, dlaczego wyglądasz jak rozmarzony kochanek? - z przemyśleń
wyrwał mnie rozbawiony głos Harry'ego, który poklepał mnie po
plecach. Dopiero teraz zauważyłem, że dotarliśmy już pod nasz
apartament w Londynie, a w samochodzie znajdowałem się jedynie z
brązowowłosym przyjacielem. - Śniły ci się dwuznaczne sytuacje?
-
Żałuję, ale nie jestem tobą – powiedziałem, uśmiechając się
złośliwie w jego stronę, ale widząc minę przyjaciela, niemal od
razu wybuchnąłem głośnym śmiechem. - Nie dziw się, że każdy z
nas dokładnie zna twoje fantazje, skoro mówisz na głos przez sen.
Ale odpowiadając na twoje pytanie, zastanawiałem się, jak to jest
kochać.
Styles
spojrzał na mnie zdziwiony, ale jego twarz przybrała w końcu
poważny wyraz. Była to jedna z wielu cech, które ceniłem u niego
najbardziej. Doskonale wiedział, w którym miejscu kończyły się
żartobliwe zaczepki, a kiedy zaczynały się prawdziwie ważne
tematy, do których należało się odpowiednio ustosunkować. Nigdy
nie wypominał mi tego, że nie miałem doświadczenia w sprawach
damsko-męskich, kiedy prosił mnie o radę i niekoniecznie się z
nią zgadzał. Tak samo jak ja, wspierał mnie we wszystkim i życzył
powodzenia.
-
Myślę, że cholernie trudno – odpowiedział po chwili ciszy,
przenosząc na mnie wzrok. - Miłość to ciężki orzech do
zgryzienia. Nigdy nie wiesz, czego tak naprawdę możesz się po niej
spodziewać. Ale jedno jest pewne – przynosi niewyobrażalne
cierpienie.
Harry posłał w
moją stronę lekki uśmiech, wychodząc z limuzyny. Jeszcze przez
kilkanaście sekund wpatrywałem się przed siebie w bliżej
nieokreślony punkt, zastanawiając się nad tym, co powiedział
przyjaciel. Zdawałem sobie sprawę, że uczucia bardzo często
przynosiły ludziom ból, jednak nigdy nie rozumiałem jak tylko z
jego powodu można było zrezygnować z ukochanej osoby, po prostu
się poddając. Byłem pewien, że dla prawdziwej miłości
poświęciłbym dosłownie wszystko.
~*~
TESS: Rozdział pojawia się po dość długiej przerwie, ale z czasem u nas ostatnio krucho, więc mam nadzieję, że to zrozumiecie. I oczywiście mam nadzieję, że rozdział Wam się spodoba, choć muszę przyznać, że kompletnie nie wiedziałam, jak ugryźć swoją część (o Niallu), ale chyba nie jest najgorzej. No nic, nie rozpisuję się już. Do napisania niebawem!
PS. Przy okazji - ruszyłam z szabloniarnią -> GRAPHIC-WAY, zapraszam.
PS. Przy okazji - ruszyłam z szabloniarnią -> GRAPHIC-WAY, zapraszam.
ELLIE: Witam, witam moi drodzy! Ja osobiście uważam, że rozdział nam wyszedł i mam nadzieję, że Wam także się spodoba. To dopiero początki i z każdym kolejnym rozdziałem będzie jeszcze lepiej, prawda? Zapraszamy do czytania, komentowania i w ogóle, do napisania! x